piątek, 26 grudnia 2014

Świateczny OS cz.1



Zapraszam: http://maybeloveleonetta.blogspot.com/

Cześć jestem Fabien, mam dziesięć lat i mieszkam w Nowym Yorku, w domu dziecka. Trafiłem tu dwa lata temu. Dlaczego tu jestem? To dobre pytanie. Tata mnie oddał, ponieważ jego dziewczyna mnie nie chciała. Ta czarna wiedźma powiedziała, że jestem sierotą która nic nie umie i do niczego się nie przydaje. Ale to nie prawda! Pani Violetta co przychodzi do mnie codziennie mówi, że jestem bardzo uzdolniony plastycznie i nie mogę tego zmarnować. Chcę mnie adoptować ale ja czekam na mojego tatę. Powiedział, że po mnie wróci. Pani dyrektor tego domu powiedziała, że jeżeli nie przyjdzie pierwszego grudnia tego roku to nie ma innego wyjścia ale idę do adopcji. Oczywiście, że chcę mieszkać w zwykłym domu z Panią Violetta ale także chcę mieszkać z tatą. Najlepiej by było jakby mój tato był z Panią Violą i byśmy wszyscy mieszkali razem.
☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★
Obudziłem się w nocy, ponieważ ktoś  bardzo głośno krzyczał. Wyszedłem z mojego pokoju na schody i zobaczyłem tatusia jak kłóci się ze swoją dziewczyną. To młoda kobieta o czarnych włosach niczym węgiel. Cały czas nosi sukienki, nawet jak jest zimno. Nie zwraca uwagi czy będzie chora czy nie dla niej najważniejszy jest  wygląd.
- Nie rozumiesz, że On tylko przeszkadza?
- Ale to moje dziecko! O mi nigdy nie będzie przeszkadzał !- Tata bardzo się zdenerwował.
-  Nie widzisz, że przez Niego nie mamy czasu dla siebie! Powiedz kiedy ostatni raz uprawialiśmy seks?! Miesiąc temu! To dziecko cały czas przeszkadza!
- To co mam z nim zrobić!?
- Zanieś je gdzieś! Powiedz, że przyjdziesz po niego za dwa, trzy dni!
- On nie ma nikogo! Rozumiesz!? Wiesz jak jest! Fabian ma tylko mnie!
- To oddaj Go do domu dziecka!
- Co!? Ty chyba zwariowałaś! -Tata coraz bardziej się denerwował. Wiem, że mnie kocha i nie odda nikomu.
- Jeśli Go nie oddasz to z nami koniec! - Zdenerwowała się i wyszła. Tata tylko kopnął w stół i ruszył w moją stronę. Ja szybko udałem się do pokoju. Schowałem się pod kołdrę i udawałem że śpię.
- Wiem, że nie jestem dobrym ojcem ale wiem, że nie mogę Cię oddać. Francesca jest ważna ale ty ważniejszy. Kocham Cię.
☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★
Tak, jestem ważny ale Ona jest chyba ważniejsza jeżeli mnie oddałeś i wybrałeś ją. Rozmyślając tak nawet nie zauważyłem jak do mojego pokoju weszła Pani Violetta.
- Cześć Fabien.
- Dzień dobry Pani.
- Fabien znamy się tyle czasu...mów mi ciociu.
- Naprawdę? - Ucieszyłem się.
- Tak. Kocham Cię kochanie jak własnego synka. - Przytuliła mnie. Kocham ciocie Viole. Mam nadzieje że ona nie zostawi mnie tak jak tata. Mam tylko Ją.
- Ja też kocham Cię ciociu. Nie zostawisz mnie prawda? - Spytałem z nadzieją.
- Oczywiście, że nie! Co to za pytanie?
- Nie chcę abyś mnie zostawiła jak tata.
- Nigdy Cię nie zostawię.
☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★
- Słuchaj Fabien. Nie chcę Cię tu zostawić ale muszę. Muszę jechać do Włoszech do Francesci. Zachorowała bardzo poważnie i nie możesz ze mną jechać chodź bardzo bym chciał. Obiecuję Ci wrócę po Ciebie. Za rok, dwa. Tylko pamiętaj nie daj się nikomu adoptować dobrze?
- Dobrze tatusiu.
☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★
Obiecałeś, że wrócisz ale nie wróciłeś. Nie dam rady już robić tak aby nikt mnie nie adoptował. Przepraszam.
- O czym myślisz? - Spytała ciocia
- Wspominam.
- Co konkretnie wspominasz?
- Tatusia. Tęsknię za nim.
- Kochanie wiem że tęsknisz ale nie wiadomo czy Twój tata wróci. Jak nie wróci to pójdziesz ze mną dobrze?
- Dobrze. - Zgodziłem się z małym smutkiem. Chcę do taty ale też do cioci. Taty nie ma a ciocia jest. Więc tak czy siak muszę iść do cioci.
- Idziemy coś zjeść na miasto? - Spytała łapiąc mnie za rękę.
- Możemy iść ale na wielkie naleśniki! - Krzyknąłem wesoło.
- Dobrze to idziemy na wielkie naleśniki. Idź się ubierz a ja idę powiedzieć, że Cię zabieram. - Jak powiedziała tak zrobiła. Ja ruszyłem do pokoju aby ubrać się jak najładniej. Nie chcę aby ciocia się mnie wstydziła. Przeszukałem całą szafę aż w końcu znalazłem moje nowe spodnie oraz biało-niebieską koszule w kratę a na to niebieski rozpinany sweter. Wszystko ładnie się komponowało. Ubrałem się szybko i poprawiłem włosy. Zszedłem na dół ubrałem moje czarne converse oraz kurtkę zimową. Czarne rękawiczki, czarną czapkę z napisem oraz granatowy szalik. Już ubrany czekałem na moja ciocie. Zostały tylko trzy dni do adopcji. Wiem, że tata nie zdąży. Więc nie robię sobie nadziei. Aczkolwiek wiem, że później Go gdzieś spotkam.
- Idziemy? -Spytałem cioci.
- Idziemy. Ładnie wyglądasz. Mamy czas do dwudziestej pierwszej potem muszę iść do domu a ty masz iść spać dobrze?
- Dobrze ciociu.
- No to chodźmy.
Wyszliśmy z domu dziecka i poszliśmy w stronę samochodu. Usiadłem na miejscu pasażera na foteliku, ponieważ nie mogę jeszcze siedzieć bez niego. Ale przynajmniej widzę wszystko z przodu. Ciocia usiadła obok mnie i włączyła radio. Leciała cichutko piosenka Ich troje "tato nie pij". Ja to nawet tatę pijącego bym chciał. Tylko żeby był przy mnie. Smutno mi przez to że jeszcze nie wrócił. Dwa lata już minęły a On dalej nie wrócił. Nawet nie zadzwonił, nie napisał nic. Tęsknię za nim.
- Ciociu?
- Tak?
- A jak tata wróci a będę już mieszkał z Tobą to będę mógł się z nim spotykać? - Spytałem z nadzieją.
- Wiesz...jak Twój tata będzie chciał się z Tobą spotkać to oczywiście ale będę musiała być razem z Tobą.
- Dobrze.
- Pójdziemy jeszcze na zakupy i kupimy Ci jakieś ubrania i zabawki co ty na to?
- Jak na lato! - Krzyknąłem uradowany. Ciocia się tylko zaśmiała i zaparkowała przy naleśnikarni. Wyciągnęła kluczyk ze stacyjki i ruszyła w moją stronę. Odpięła mi pasy i pomogła wysiąść. Chwyciła moją rękę i ruszyła do restauracji. Rozebraliśmy się oraz zajęliśmy miejsce. Po chwili przyszła do nas kelnerka. Ja poprosiłem naleśniki z czekoladą a ciocia Viola z syropem klonowym. Zaczęliśmy rozmawiać o tym co będziemy robić później. Po pięciu minutach dostaliśmy nasze zamówienie. Podziękowaliśmy i zaczęliśmy jeść. Kocham to miejsce. Mają najlepsze naleśniki na świecie!
☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★
Po zjedzeniu udaliśmy się do największego Centrum Handlowego. Nie za bardzo chcę aby ciocia wydawała na mnie pieniądze. Ona zarabia na siebie nie na mnie. Ale Ona wie swoje nic jej nie przekona. Ehhh ciężko z nią mam ale bardzo ją kocham. Bez niej bym się załamał i nie wiedział co zrobić. Wiem że ciocia mnie nigdy nie opuści i że bardzo mnie kocha. Nie ważne czy jestem grzeczny czy nie.
☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★
- Fabien! Przyszła Pani Violetta! Chcę Cię poznać! Chodź szybko! - Usłyszałem Panią Dolitl. Pewnie znów ktoś kto chcę mnie zabrać ze sobą! Ja czekam na tatę! Nie mogą tego zrozumieć!? Najwyraźniej nie!
- Już idę! - Wziąłem jeszcze czarną pastę do butów którą wysmarowałem twarz i ręce. Do ust wycisnąłem pastę do zębów.
- Czas zacząć działać. Robię to dla Ciebie tato. - Powiedziałem i wybiegłem z pokoju na dół gdzie stała Pani Dolitl z inną Panią ubrana była jasno. Więc będzie dużo plam! Przytuliłem się do tej Pani robiąc przy tym dużo czarnych plam. Wyplułem jeszcze pastę na jej buty i się oderwałem od niej.
- Hejka! Ładną masz sukienkę! - Wiem, że nie wypada tak mówić ale Ona nie może mnie zabrać ze sobą. Spojrzała na swoją sukienkę. Potem z grymasem na ustach podniosła głowę, a kiedy mnie spojrzała zaczęła się śmiać.
- Hej mam na imię Violetta i chciałbym zabrać Cię do siebie. Zgadzasz się?
- Nawet teraz jak jestem niegrzeczny chcesz mnie ze sobą zabrać? - Spytałem niedowierzając.
- Pewnie! Wiem, że w ten wiek jest buntowniczy ale ja chcę mieć takiego synka jak Ty. - Mówiła kucając przy mnie, łapiąc za brudne ręce i  patrząc mi w oczy.
- Naprawdę? - Spytałem.
- Naprawdę. - Przytuliła mnie.
- No to tato mamy przechlapane. - Szepnąłem
☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★
- Fabien niezależnie czy mam z Ciebie korzyści czy nie ja i tak będę Cię kochać. Tak samo z talentem. Nie obchodzi mnie czy go masz. Kocham Cię takim jakim jesteś. I dziwię się Twojemu ojcu, że Cię zostawił. Przecież jesteś aniołkiem!
- Tata powiedział, że po mnie wróci i że naprawdę musiał wyjechać w ważnych sprawach. Jego dziewczyna Francesca jest bardzo chora a ja nie mogłem jechać dlatego mnie tu zostawił ale powiedział, że wróci za rok-dwa. Dlatego chcę na niego czekać i zawsze jak ktoś po mnie przychodzi to udaje niegrzecznego. Przepraszam Pani Violetto ale ja chcę czekać na tatę.
- Dobrze więc pomogę Ci w zostaniu tu przez dwa lata ale jak twój tatuś się nie zjawi to idziesz do adopcji dobrze?
- Dobrze ale nie do nikogo innego tylko do Pani obiecuje mi Pani to?
- Obiecuje. - Przytuliła mnie. - A co z twoją mamą?
- Tata mówił, że od razu jak się urodziłem to ona powędrowała tam gdzie aniołki.
Pani Violetta nic nie odpowiedziała tylko mnie przytuliła.
♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥
Witam po świętach!
Mam dla Was oto tego OS. Będzie 2-3 cz.
I teraz co dostaliście na święta? Piszcie w kom.
Ja pieniądze, kosmetyki i dużo słodyczy.
To jest taki świąteczny OS ale tego tu nie widać za bardzo :)
Nie rozpisuje się.
Przepraszam za błędy ale piszę z tel
Pozdrawiam
Komarek :*

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 08- "Bokserki? Serio?"




Rozdział dedykuję WSZYSTKIM CZYTELNIKOM ♥♥♥ kocham Was i przepraszam
* Jorge *

Obudziłem się i w pierwszym momencie nie wiedziałem gdzie jestem, ale po chwili przypomniałem sobie wszystko  z wczorajszego dnia. Jestem bardzo wdzięczny Tini, że mi pomogła. Spojrzałem na Nią z uśmiechem na twarzy, a Ta się zbudziła.
- Dzień dobry, jak się spało? - Spytałem całując Ją w policzek.
- Wspaniale, a Tobie?
- Bardzo dobrze. Dziękuję Ci za wszystko.
- Nie ma za co. Od tego mnie masz. Dobra wstajemy. Czas do szkoły. - Uradowana ruszyła do łazienki.
- Nie chcę mi się. - Jęknąłem.
- Nie ma nie chce mi się. Dopiero szkoła się zaczyna, a Tobie się już nie chce. Chodź! Dam Ci ciuchy taty. - Zrezygnowany zwlekłem się z łóżka i ruszyłem za moją przyjaciółką do garderoby jej ojca. Tam podała mi odpowiednie ciuchy. Dobrze, że jestem zbudowany jak jej tata bo jak bym nie był to te ciuchy byłyby na mnie za luźne. Ruszyłem do łazienki. Rozebrałem się ze swoich bokserek po czym zupełnie nagi wszedłem do kabiny prysznicowej. Odkręciłem ciepłą wodą, która zaczęła obmywać moje umięśnione ciało. Umyłem się malinowym żelem pod prysznic należącym do Tini, a włosy czekoladowym szamponem. Pianę, która powstała spłukałem i gdy byłem gotów zawinąłem ręcznik w pasie i stanąłem przed lustrem. Na sam początek wytarłem moje ciało i założyłem bokserki. Wysuszyłem swoje włosy i uczesałem się tak jak zawsze. Gdy skończyłem, ubrałem się w ciuchy wcześniej przygotowane przez moją przyjaciółkę. Zadowolony z wyglądu wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się do jadalni. Tam czekali na mnie lokatorzy tego domu. 
- Dzień dobry. - Przywitałem się. 
- Dzień dobry Jorge. Jak się spało? - Spytał tata Martiny.
- Bardzo dobrze dziękuję, że Pan pyta. A Pan jak spał? 
- Jaki Pan? Mów mi German. 
- Dobrze. - Usiadłem do stołu. - To jak Pan... znaczy Germanie spałeś? 
- Znakomicie. Śniło mi się, że moja córka brała ślub z Tobą... 
- Tato! - Przerwała Tini.
- No co? 
- Daj już spokój.
- No dlaczego? Przecież Jorge to znakomity kandydat na męża. - Tini nic już nie odpowiedziała tylko głośno westchnęła. Zaśmiałem się cicho. To trochę dziwne, że jej ojciec mnie aż tak lubi. Martina mówiła, że on nie lubi żadnych chłopaków, którzy zbliżają się do jego córki. Buenos chyba dobrze na niego wpływa. Moje przemyślenia przerwała gosposia wchodząca do jadalni z całym talerzem naleśników, a do tego przeróżne dodatki. Cały stół zabrał się do jedzenia. Na swój talerz położyłem dwa placki na to bitą śmietanę oraz kawałki owoców leśnych. Zacząłem jeść, kiedy skończyłem napiłem się soku pomarańczowego. Spojrzałem na Tini, która już dawno skończyła jeść. 
- Dziękuję. Było pyszne. - Zwróciłem się do gosposi.
- Nie ma za co chłopcze. 
- My tato już idziemy. Miłego dnia. - Moja przyjaciółka złapała mnie za rękę i pociągnęła do wyjścia. Nawet nie zdążyłem się pożegnać! 
- Zwolnij! - Stanąłem i pociągnąłem ja w swoją stronę, a ta wpadła na mój tors.
- Ałłł. Mój nos! - Krzyknęła masując obolałe miejsce. 
- Przepraszam. Mocno boli? 
- Troszkę tak - Nic nie odpowiedziałem tylko lekko ucałowałem jej malutki nosek, a ta zachichotała. 
- Lepiej? - Spytałem pstrykając palcem jej nos.
- Tak. Dziękuję. - Wtuliła się we mnie, a ja ucałowałem jej głowę. 
- Dobra koniec tych czułości. Dalej do szkoły bo się spóźnicie. - Powiedział Facundo, który ni stąd ni zowąd zjawił się przy nas.
- A ty co tu robisz? - Spytałem.
- Szedłem po Tini ale powiedzieli mi, że już poszła więc ruszyłem do szkoły i widzę jak podrywasz moją kuzynkę! A tak w ogóle to gdzie Stephie? 
- Nie podrywam jej. A Step pewnie już w szkole.
- Nie poszedłeś z nią? 
- Nie.
- Ahaaa od kiedy ty z nią nie idziesz do szkoły? - Spytał zdziwiony. 
- Od dzisiaj.
- Dobra nie wnikam. 
Resztę drogi minęła nam w przyjemnej ciszy. Gdy doszliśmy do szkoły przy drzwiach budynku zauważyliśmy naszych przyjaciół. Przywitaliśmy się z nimi i zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy. Śmiechu nie brakowało. Do czasu gdy Cande spojrzała za mnie i spoważniała. Reszta zrobiła to samo prócz Tini. Na jej twarzy widniał grymas. Odwróciłem się i zobaczyłem złą Stephie. No to już po mnie. Wolnym krokiem podchodziłem do niej. Ta stała w miejscu z założonymi rękoma. Przełknąłem głośno ślinę. Gdy byłem przy niej dostałem od niej w twarz. Złapałem się za obolałe miejsce. 
- A to za co?!
- Za co?! Za co?! Ty się jeszcze pytasz?! Miałeś po mnie przyjść! 
- Tak wiem Kochanie, tylko mi coś wypadło i nie dałem rady. Przepraszam wynagrodzę Ci to.
- Dobrze. Więc dziś idziesz ze mną na zakupy! 
- Ale że dziś? Wiesz...bo dzisiaj to ja nie mogę. Przepraszam Stephie.
- Wiesz co? Dla mnie ostatnio nie masz w ogóle czasu! Cały czas jesteś z tą nową! 
- Ale to nie jej wina. Mam sprawy osobiste 
- To dlaczego mi o nich nie powiesz? Ufasz mi czy nie?
- Ufam tylko nie chcę żeby ktoś wiedział. 
- Czyli mi nie ufasz! Nie chcę takiego chłopaka który mi nie ufa! - Odeszła zła. Czyli to koniec? Zerwała ze mną? Ona nie może. Ja ją kocham. Potrzebuje jej. Nie czekając dłużej ruszyłem za nią. W połowie drogi zatrzymała mnie Martina.
- Co jest Jorge?
- Przepraszam ale nie mam czasu. - Próbowałem ją spławić.
- Coś ze Stephie? 
- Naprawdę nie mam czasu.
- Mi możesz powiedzieć. 
- Nie mam czasu! - Zdenerwowałem się i na nią krzyknąłem. Ta smutno się na mnie spojrzała i odeszła. Nie no i jeszcze Ona się obraziła? Ten dzień jest do kitu. Później to załatwię najpierw Steph. Tylko gdzie ona jest? 
- Hej widziałaś może Stephie? - Spytałem się wysokiej brunetki. 
- Poszła do łazienki. 
- Dzięki - Rzuciłem i ruszyłem do wspomnianego pomieszczenia. Gdy byłem na miejscu zastanawiałem się czy wejść czy nie. Jednak zdecydowałem, że wejdę. 
- Kochanie? - Dziewczyny zaczęły piszczeć ale kiedy zobaczyły, że to ja natychmiast przestały. 
- Jorge! Wystraszyłeś nas! 
- Przepraszam. Jest tu Step?
- W trzeciej kabinie od końca. - Powiedziała malując usta różowa szminka. Natychmiast tam ruszyłem. 
- Kochanie...
- Odejdź! 
- Kochanie przepraszam. Naprawdę Ci ufam tylko to są sprawy osobiste i nie chcę żebyś się w to mieszała. Bądź przy mnie, a sam sobie dam radę. Kocham Cie kochanie i proszę nie zostawiaj mnie w tej chwili. Nie zostawiaj mnie nigdy. Błagam. - Drzwi do kabiny się otworzyły, a z nich wyszła Step i się do mnie przytuliła.
- Przepraszam, że tak zareagowałam. Kocham Cię i nie chcę Cię stracić. 
- Ja ciebie też kocham. - Pocałowałem ją, a wszystkie dziewczyny z łazienki zaczęły klaskać. Po oderwaniu przytuliłem ją. - Nie zostawiaj mnie proszę.
- Nie zostawię. Obiecuje. - Szepnęła.
- Musimy iść na salę. 
- Ty idź ja poprawie makijaż i przyjdę tak?
- Poczekam pod drzwiami. 
- Kocham Cię.
- Ja mocniej. - Puściłem jej oczko i wyszedłem z łazienki. Oparłem się o ścianę i czekałem na moją dziewczynę. W tej chwili do szkoły weszli moi przyjaciele. Odszukałem wzrokiem Tini. Szła przytulona do Facundo. Była smutna. Przeze mnie. Muszę ją przeprosić. Spojrzała na mnie i pokręcił głową po czym bardziej wtuliła się w swojego kuzyna. Ehhh chciałbym być na jego miejscu. Z łazienki wyszła Step i złapała mnie za rękę. 
- Idziemy?
- Tak idziemy. - Pocałowałem jej różowy polik i ruszyłem z nią na sale gimnastyczną. Tam jak co roku przemowę zaczął dyrektor tej oto placówki. Po skończeniu wszyscy ruszyli do swoich sal. Niestety musiałem się rozstać ze Stephie ponieważ ona jest w klasie "B" a ja w "C". Usiadłem w drugiej ławce od okna razem z Xabim przed nami siedział Facu i Rugg, a za nami Mechi i Tini. Muszę jak najszybciej z nią porozmawiać. Odwróciłem się do niej, a Ona akurat rozmawiała z Fillipe. Niech On się od Niej odczepi. Nie lubię go. Zarywa do wszystkich dziewczyn w szkole. Wiem kiedyś też taki byłem ale to już przeszłość. 
- Tini? - Nic. - Tini? - Dalej nic. - Mechi?
- Hym? 
- Zawołasz ją? Chyba mnie nie słyszy przez nowego kolegę. 
- A, tak tak już. 
- Tini? Jorge chcę z tobą pogadać. - Ta się na mnie spojrzała i zwróciła do Mechi. 
- Mercedes powiedz proszę Panu J że nie mam ochoty z tym Panem rozmawiać. 
- Tini nie ma ochoty ro... - Przerwałem jej.
- Słyszałem. Tini proszę. Daj mi to wytłumaczyć. 
- Nie mam ochoty na twoje wytłumaczenia, a przynajmniej nie teraz.
- Po lekcjach?
- Zastanowię się. 
- Dobrze. - Przynajmniej coś.
- Witam moją ulubioną klasę! - Krzyknęła nasza wychowawczyni. 
- Dzień dobry Pani! - Odpowiedzieliśmy chórem.
- Jak minęły wakacje? 
- Dobrze! 
- Okey. Hymm mamy nowe koleżanki w klasie tak? A kolegów nie? Oj czyli chłopcy się cieszą tak?
- No pewnie, takie koleżanki jak Martina to ja mogę mieć. - Zaśmiał się Fillipe. Tini spłonęła rumieńcem, a ja aż gotowałem się ze złości. 
- Widzę, że odpowiadają Ci takie ładne koleżanki. Więc usiądziesz z jedna z nich. Która to Martina? - Tinita niepewnie podniosła rękę. - Okey. A która to Samanta? - Dziewczyna która była na końcu sali podniosła rękę. - Dobrze więc jak Martina siedzi z Mercedes, a Samanta sama to usiądziesz z nią. 
- Co? Dlaczego tak daleko od Martiny? - Spytał z oburzeniem, a ja się zaśmiałem. 
- Bo Martina ma tam bardzo dużo chłopaków do towarzystwa prawda Jorge?
- No oczywiście. Zaopiekuje się nią. Oczywiście razem z innymi. - Tini westchnęła. 
- No i tak ma być. Fillipe przejdź do Samanty, a Martina do Jorga.
- Ale dlaczego? Mercedes siedzi przecież ze mną. 
- No dobrze więc Mercedes usiądzie z Xabim. Ruggero z Lodovicą, Facundo z Albą, a Samu z Cande. A ty Martina z Jorge. I tak przynajmniej mam nadzieję, że nie będziecie gadać.
- Ale...
- Bez ale! Już zmieniacie miejsca. - Wszyscy zaczęli je zmieniać i siedzieliśmy tak:
Pierwsza ławka Facu i Alba , druga ja i Tini, trzecia Meci i Xabi czwarta Rugg i Lodo a piąta  Cande i Samu. A Samanta usiadła z Fillipe na drugim końcu sali. Czyli z daleka od Martiny. Więc jak dla mnie jest idealnie. 
- Tak siedzicie do końca pierwszego semestru. Tu macie plany. Pablo rozdaj. Dobra to już koniec widzimy się za trzy dni. Do widzenia.
- Do widzenia. - Przy wyjściu złapałem Tinitę.
- Porozmawiamy?  
- Masz minute.
- Okey. - Wziąłem głęboki wdech. - Martina...ja przepraszam, że tak na Ciebie krzyknąłem ale Steph się ze mną pokłóciła i musiałem jej poszukać i z nią to wyjaśnić jak najszybciej ale wtedy ty mnie zatrzymałaś. Przepraszam jeszcze raz.
- Dobra rozumiem. Ale nie musiałeś krzyczeć. 
- Wiem przepraszam. Miśka? - Rozłożyłem ramiona, a ta się we mnie wtuliła. Pocałowałem ją w głowę. 
- Tini! - Zawołała ją Lodovica.
- Tak? - Oderwała się ode mnie i spojrzała na nią.
- Idziesz ze mną i dziewczynami na zakupy?
- Przepraszam Lodo ale dziś nie mogę. Muszę pomóc Jorgowi.
- Ehh no dobrze. 
- Tini możesz iść. Poradzę sobie sam.
- Nie, obiecałam to pomogę.
- Ale Tini naprawdę. Poradzę sobie. 
- Nie, naprawdę Ci pomogę. 
- Nie! Idziesz na zakupy z dziewczynami i koniec kropka.
- Ale Jorge! Obiecałam pomóc! 
- Dam sobie radę tak? - Złapałem ją za ramiona. - Idź na zakupy z dziewczynami. 
- Dobrze, ale jak będę chciała to mogę Ci potem pomóc tak?
- Tak, później tak.
- Dobrze. Lodo idziemy na zakupy. - Ta tylko krzyknęła i porwała Tinke w stronę dziewczyn. Zaśmiałem się. Ehh czyli zostaje mi samotnie sprzątać ten syf w domu. 

* Lodovica *

Razem z dziewczynami idziemy do galerii handlowej na szkolne zakupy. Musimy kupić książki,  przybory ale co jest najważniejsze...nowe ciuszki. Jak nowy miesiąc to i ciuchy. Nie mogę się doczekać kiedy będę przymierzała te wszystkie boskie ciuchy. Dziewczyny pewnie tak samo. Tylko trochę dziwię się Tini. Zamiast iść na zakupy to woli iść pomóc Jorgowi. Wiadomo, że ja też bym tak zrobiła ale niektóre dziewczyny nie. A poza tym to Ona zna Go tylko parę dni i nic więcej. Podziwiam ją. Odmówiła sobie przyjemności dla kogoś innego. Szlachetny cel. 
- Lodo? Słuchasz nas w ogóle? 
- Co? Nie nie przepraszam zamyślałam się.
- Można wiedzieć kto zajął twoje myśli? 
- Nikt taki. O czym mówiłyście? 
- O tym, że chcielibyśmy zorganizować taką małą imprezkę klasową co ty na to? 
- Hymm klasową? Ja się zgadzam. 
- To może po zakupach małe nocowano u mnie i oglądamy wszystko? - Spytała Albita lubię ją tak nazywać. Wtedy się tak śmiesznie wkurza. 
- Sorry dziewczyny ale ja dziś nie mogę. - Pierwszy raz od naszego wyjścia ze szkoły odezwała się Tini.
- Dlaczego nie? - Dopytywała Cande.
- Sprawy osobiste. - Odpowiedziała niepewnie. 
- No dobrze rozumiemy. 
- Przepraszam. 
- Hej nie masz za co. Rozumiemy cię. Kiedyś każdy miał takie problemy. - Przytuliła ją Mercedes. 
- Kocham Was dziewczyny! - Przytuliła nas.
- My Ciebie też kochamy!
- Dobra dziewczyny dość. Zaraz wykupią nam wszystkie fajne rzeczy! 
- Dobra bez spin Lodo. Patrz już jesteśmy. - Uśmiechnęła się Martina.
- O rzeczywiście. To najpierw do Empiku?
- Tak! Musimy kupić przybory szkolne, a potem do księgarni po książki. 
- Okey a na sam koniec ciuszki! 
- Spoko! 
- Dobra idziemy razem czy sami sobie chodzimy co?
- Może parami co?
- Tak będzie lepiej. 
- Dobrze. Czyli ja idę z Albą i Cande. A ty Martina z Mechi?  
- Jak dla mnie spoko. 
- Okey to się rozdzielamy. Za godzinę przy kasie. 
- Spoko. Powodzenia w szukaniu wszystkich rzeczy. 
- Wzajemnie. 
Razem z Albitą i Cande poszliśmy szukać najpierw zeszytów. Gdy je wybraliśmy szukaliśmy ołówków, pisaków, kredek, długopisów itp. Po niecałej godzinie mieliśmy już wszystko więc ruszyłyśmy do kasy. Tam była już Martina z Mercedes, które zawzięcie o czymś rozmawiały. Zapłaciłam za swoje zakupy i podeszłam do nich.
- O czym gadacie? - Spytałam.
- O tej imprezie dla klasy.
- Aha i co?
- Myślimy, że fajnie by było jakaś domówkę zrobić. Co ty na to?
- Wiecie, że też tak myślałam? 
- Serio? Hahaha
- Serio. To u kogo?
- Może u mnie? 
- Dobra domówka u Mechi.
- Idziemy do księgarni? - Spytała Cande.
- Tak.
- Kto ma spis treści? 
- Alba ma.
- Okey to idziemy najpierw do angielskiej bo ta jest pierwsza tak?
- Tak.
- Ej dziewczyny. Sory ale ja już muszę iść. Kupicie mi książki? 
- Serio Martina? Dlaczego? 
- Muszę pomóc tacie. Przepraszam. Macie tu pieniądze na książki. - Podała mi pieniądze i powoli zaczęła się oddalać. - Pa dziewczyny i dzięki za książki. Kocham!
- Wierzycie jej? Bo ja nie. Wątpię, że idzie pomóc tacie. 
- Ja też ale dobra nie wnikam. Idziemy dalej? - Zapytała Mercedes.
- Tak już chodźmy. 

* Kilka godzin później *

Ale jestem zmęczona. Z dziewczynami świetnie się bawiłam. Mam tyle ciuchów, że muszę połowę wyrzucić, ale oczywiście te stare wyblakłe rzeczy. Kocham te nasze zakupki. Po nich poszliśmy do kawiarni i spotkałyśmy tam chłopaków z naszej klasy z rządu pod oknem czyli wszyscy z naszej paczki, no może wszyscy. Brakuje mi Jorga i Tini oraz Nicolasa ale on chodzi do klasy "A". Wszyscy razem zamówiliśmy dwie pizze familijne z szynką i podwójnym serem do tego duże kole. Świetnie się przy tym bawiliśmy. Na początku każdy chciał coś innego i kelnerka wszystko zapisywała a potem skreśliła i napisała od nowa. Ale chłopacy jednak znów chcieli coś innego, a ta się wkurzyła i odeszła. Ale za nią przyszła taka inna babka która się z nami śmiała. Więc było miło. Po zjedzeniu poszliśmy na kręgle. Chłopcy nam pomagali bo my nie potrafiliśmy, ale jakoś to wyszło i wygrałyśmy i dostaliśmy w nagrodę po buziaku. Cande i Alba w usta od swoich chłopaków, a ja i Mechi w policzek od Ruggera i Xabiego. I na tym się skończył ten dzień. A nie! Jeszcze potem Rugg mnie doprowadził pod same drzwi. Tam trochę po rozmawialiśmy i się z nim pożegnałam całusem w policzek ale bardzo blisko ust. Chciałabym więcej takich dni jak ten. 

* Martina *

Wiem, że je okłamałam ale nie potrafiłam się bawić gdy Jorge tam w tym pustym i zmasakrowanym domu siedzi i sprząta samiutki jak palec. Jeśli mu obiecałam, że pomogę to to zrobię. Zapukałam do dębowych ciemno brązowych drzwi. Po paru sekundach otworzył mi drzwi właściciel domu z rękawiczkami na rękach i w brudnych rzeczach. Zaprosił mnie gestem ręki do środka. Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam w polik. Weszłam do salonu. Nie było już tam szkła. Czyli najpierw się zabrał za to. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Westchnęłam.
- Mówiłam, że przyjdę pomóc. 
- No tak, ale miałaś być na zakupach. 
- Nie mogłam tam być z myślą, że siedzisz tu sam i ogarniasz beze mnie. Miałam pomóc więc jestem i nie marudzić! - Zaśmiałam się i do niego przytuliłam.
- Dobrze. Ciesze się, że przyszłaś.
- No widzisz. Chodź masz może jakieś stare ciuchy?  
- Mam ale są podarte.
- To nic. Daj mi jakąś bluzkę i bokserki twoje ok?
- Bokserki? Serio?
- Tak bokserki. Muszę w czymś sprzątać, a nie obiorę twoich spodenek bo mi spadną, w majtkach sprzątać nie będę więc zostają twoje bokserki które mają gumkę i nie będą mi spadać z dupy. - Zaśmiał się i poszedł na górę. Po paru minutach wrócił z czerwoną bluzką i czarnymi bokserkami które miały napisane na dupie " Dawca orgazmów ". Zaśmiałam się, pocałowałam jego policzek i ruszyłam w stronę łazienki. Tam się przebrałam. Włosy związałam w kucyka i ruszyłam na dół. 
- Gotowa do sprzątania. - Stanęłam na baczność.
- Dobrze. Więc zaczynamy od wysprzątania tych wszystkich śmieci z podłogi oki?
- Tak jest! 
- O jezu jak ja kocham twoje poczucie humoru. - Pocałował mnie w głowę.
- A kto nie kocha. - Zaśmiał się.
☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★
Hejo.
Miał być dłuższy ale przedłużył mi się wyjazd. 
Kolejną rzeczą jest to że chciałabym przeprosić za wszystko. Nie wymienię tych rzeczy bo jest ich za dużo. 
Nie będę się rozpisywać. 
Jeśli ktoś przeczytał tą notkę niech napisze frytula w komentarzu (jeśli jakieś będą)
P. S. - przepraszam za błędy ale piszę z telefonu i mam autokorektę.
Pozdrawiam
Komarek ;*